Chylę czoła i przepraszam, że tak długo się nie odzywałam. I znowu to samo tłumaczenie, zabrakło czasu by sklecić chociaż parę zdań.
Były wakacje, chłopcy nie chodzili do przedszkola, więc trzeba im było zająć cały dzień.
A, że dzień w lecie długi niekiedy zaczynało brakować już pomysłów.
Na przełomie czerwca i lipca wyruszyliśmy całą rodziną (nawet najstarsza latorośl się z nami zabrała, trochę do pomocy, trochę do odpoczynku) nad nasze morze, na Półwysep Helski.
Pięknie tam...
Z jednej strony chłodne morze, z drugiej strony cieplusieńka zatoka. Nie można się nudzić, szczególnie z trójką synów.
Chłopcom staraliśmy się zapewnić moc atrakcji, oczywiście zaliczyli kąpanie i w morzu i w zatoce a także kąpiele słoneczne bo pogoda nam wyjątkowo dopisała.
Dzieci odpoczęły po roku bardzo intensywnej pracy, nasze umysły również trochę wyresetowaliśmy od ciągłego stresu i biegu. Dobrze zrobił nam wszystkim ten wyjazd.
Ale żeby nie było za pięknie, w drodze powrotnej Dawidek zaczął się źle czuć, skarżył się na ból uszu. Po przyjeździe do Lublina i niedzielnej wizycie na izbie przyjęć okazało się że ma zapalenie ucha.
Po kilku dniach zaraził się od niego Szymonek. A gdy Szymek zaczął zdrowieć, znowu zaraził się od niego Dawid. I tak w kółko. Wyjątkowe paskuctwo ich dopadło.
W końcu pod koniec sierpnia, po 1,5 mies antybiotykoterapii chłopcy się nam wychorowali. I mogli się jeszcze nacieszyć kilkoma luźniejszymi dniami.
Bo od września znowu ruszyliśmy pełną parą: przedszkole, rehabilitacja i z grafikiem zajęć pękającym w szwach. W tym roku mamy łatwiej, bo udało nam się zachować tryb zajęć wg grafików z zeszłego roku szkolnego. Więc mamy już wszystko zgrane. Ruszamy zatem do pracy!
A na koniec trochę wakacyjnych fotek.